Dzień zapowiadał się
zwyczajnie, ot kolejny dzień w naszym życiu. William pracował
jako lekarz. Wiedziałam, że tego dnia przyjmował do późna pacjentów w swoim
prywatnym gabinecie. Czekałam na niego ze spokojem, nawet gdy minęła dwudziesta
pierwsza. Siedziałam wygodnie na kanapie, oglądając swój ulubiony serial.
Przysnęłam. Ocknęłam się po jakimś czasie. Ściszyłam głos w telewizorze, po
czym skierowałam swój półprzytomny wzrok na zegarek. Matko! Była druga w
nocy! Tyle ja spałam?! Wstałam i
przeciągnęłam się, później poszłam do sypialni, sądząc, iż William już smacznie
chrapie w łóżku. Nie było go. Pobiegłam do kuchni i łazienki, które także
okazały się być puste. Gdzie on się podziewał?! Kiedy wyszłam na malutki
przedpokój, rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki. Serce zabiło mi szybciej.
Wbiegłam do salonu. Nawet nie zerkając na wyświetlacz, odebrałam.
– Willi! Gdzie ty
jesteś?! – zawołałam rozjuszona.
– Pani Abigail Stewart? – odezwał się męski, obcy głos.
– Tak, to ja.
– Pani jest żoną Williama Mavela?
– Żoną nie, narzeczoną. Coś się stało? – spytałam z pewnym cieniem irytacji.
– Jestem komisarzem policji. Dzwonię, by poinformować, że pan William Mavel nie żyje…
– Co?! – weszłam mu w słowo.
– Pani narzeczony został znaleziony martwy na ulicy. Zadano mu kilkakrotnie ciosy nożem.
– To… to… Jest pan pewny?! – Nie wierzyłam w to, co słyszę.
– Stuprocentowo. Znalazłem jego dokumenty, portfel. Prawdopodobnie…
– Chcę tam przyjechać! Zobaczyć go!
– Nie powinna pani…
– Proszę! Chcę go zobaczyć! – krzyczałam do telefonu.
– Podjadę po panią. – Cały czas mówił beznamiętny głosem, podczas gdy ja szalałam z niepokoju i wściekłości.
Policjant rozłączył się, a ja na miękkich nogach poszłam się ubierać. Drżącymi dłońmi zapinałam guziki płaszcza, ubierałam buty. Wszystko trwało jakby w transie. Zdawało mi się, że ta okropna sytuacja jest tylko wytworem wyobraźni, że zaraz się obudzę… Te dziesięć minut ciągnęło się chyba w nieskończoność. W końcu policjant przyjechał, zaś ja nie potrafiłam zachować spokoju. Szlochałam na widok dokumentów, które mi pokazał. Na pewno należały do mojego Williama. Przez łzy widziałam imię i nazwisko. William Mavel. Mimo to łudziłam się w duchu, że to jakieś fatalne nieporozumienie… Jechaliśmy w krępującej ciszy. Dotarliśmy na miejsce. Dzielnicowy zatrzymał samochód wśród panującej grobowej ciemności.
– Pani Abigail Stewart? – odezwał się męski, obcy głos.
– Tak, to ja.
– Pani jest żoną Williama Mavela?
– Żoną nie, narzeczoną. Coś się stało? – spytałam z pewnym cieniem irytacji.
– Jestem komisarzem policji. Dzwonię, by poinformować, że pan William Mavel nie żyje…
– Co?! – weszłam mu w słowo.
– Pani narzeczony został znaleziony martwy na ulicy. Zadano mu kilkakrotnie ciosy nożem.
– To… to… Jest pan pewny?! – Nie wierzyłam w to, co słyszę.
– Stuprocentowo. Znalazłem jego dokumenty, portfel. Prawdopodobnie…
– Chcę tam przyjechać! Zobaczyć go!
– Nie powinna pani…
– Proszę! Chcę go zobaczyć! – krzyczałam do telefonu.
– Podjadę po panią. – Cały czas mówił beznamiętny głosem, podczas gdy ja szalałam z niepokoju i wściekłości.
Policjant rozłączył się, a ja na miękkich nogach poszłam się ubierać. Drżącymi dłońmi zapinałam guziki płaszcza, ubierałam buty. Wszystko trwało jakby w transie. Zdawało mi się, że ta okropna sytuacja jest tylko wytworem wyobraźni, że zaraz się obudzę… Te dziesięć minut ciągnęło się chyba w nieskończoność. W końcu policjant przyjechał, zaś ja nie potrafiłam zachować spokoju. Szlochałam na widok dokumentów, które mi pokazał. Na pewno należały do mojego Williama. Przez łzy widziałam imię i nazwisko. William Mavel. Mimo to łudziłam się w duchu, że to jakieś fatalne nieporozumienie… Jechaliśmy w krępującej ciszy. Dotarliśmy na miejsce. Dzielnicowy zatrzymał samochód wśród panującej grobowej ciemności.
– Nie powinienem był
przyjechać tu z panią. To zbyt duży szok… – powiedział ze skruchą.
Wysiadałam mimo jego protestów. Niedaleko nas, przy brzegu krawężnika leżał człowiek w nienaturalnie wygiętej pozycji. Powoli podeszłam bliżej i oniemiałam. Wytężyłam wzrok, by dokładnie sprawdzić, czy to on. Niestety, to był mój najdroższy skarbuś. Nie było żadnych wątpliwości. Z jego brzucha wyłaziły wnętrzności, na widok których mnie zemdliło. Resztę ciała miał nienaruszoną. Latarnie złowieszczo oświetlały swym blaskiem jego bladą, przestraszoną twarz. Poczułam, jak zalewa mnie fala żalu. Dopadłam do niego i wtuliłam głowę w jego zagłębienie szyi.
– Willy! Kto ci to zrobił?! – wrzeszczałam.
– Niech pani wstanie.
Nie zareagowałam.
– Proszę wstać! – Groźny głos funkcjonariusza wyrwał mnie z rozpaczy.
Z trudem oderwałam się od zimnego, kochanego ciała.
– Kto… to zrobił? – spytałam zachrypniętym tonem.
Patrzył na mnie z pewnym współczuciem w oczach. Odwróciłam się napięcie i pobiegłam ile sił w nogach. Słyszałam za sobą donośny głos policjanta, jednak ani na moment się nie zatrzymałam. Biegłam, biegłam, biegłam… Nieoczekiwanie świat zawirował mi przed oczami. Upadłam na kolana na chodniku. Wstałam i zaczęłam powoli iść na tyle, na ile pozwoliły mi raptem chwiejne nogi. Z naprzeciwka moim oczom ukazał się szyld zamkniętej restauracji, w której często jadaliśmy z Williamem. To tutaj poszliśmy na pierwszą randkę, to tutaj mi się oświadczył… Kiedyś piękne, teraz dotkliwe wspomnienia sprawiły, iż po moich policzkach pociekły łzy. To, co ujrzałam przed paroma minutami, pozostanie w mej psychice już na zawsze. Nigdy się od tego nie uwolnię… Stanęłam przed naszą ulubioną restauracją. Boże, dlaczego zabrałeś mi Williego?! Ociężałym krokiem zbliżyłam się do ciemnego zaułka za rogiem restauracji. Miłość. To uczucie, które towarzyszyło mi przez trzy lata. Wielka namiętność, którą darzyłam swego ukochanego. Nie byłam w stanie opisać tego żarliwego uczucia. Po prostu bardzo kochałam Williama. Łączyła nas niesamowita nić porozumienia, sympatii. Porozumiewaliśmy się bez słów. Żyliśmy w zgodzie, planowaliśmy wspólną przyszłość. Myśleliśmy przeprowadzić się do Nowego Yorku i założyć rodzinę… Wszystko BYŁO wspaniale. Piszę „BYŁO” z wielkiej litery, gdyż teraz już nie jest… Nagle wszystko zniknęło, rozprysło się niczym bańka mydlana. Nasze plany zostały całkowicie zakłócone. Przepadły w nicość. Nasza sielanka przestała istnieć… Zaszyłam się w tym zaułku. Stojąc oparta plecami o zimny mur, po omacku wyciągnęłam przedmiot ze swej torebki.
Pistolet.
Zawsze go nosiłam przy sobie, w razie potrzeby. I ta potrzeba właśnie nadeszła. Potrzeba spotkania się z Misiem w niebie… W tej chwili już nie obchodziło mnie, kto go zabił. Po co? Po co, skoro i tak odkrycie mordercy nie przywróci mu życia? Nie chcę wiedzieć, kto wypruł flaki mojemu biednemu Kwiatuszkowi… Najważniejsze było to, że zaraz się zobaczymy i będziemy razem szczęśliwi. Już na wieki wieków… Włożyłam lufę do ust. Smakowałam językiem metal, czując drżenie cyngla. Wyjęłam broń z ust, po czym przyłożyłam lufę do skroni. Odciągnęłam kurek, a mój palec zaciskał się na spuście.
– Abigail!
W okamgnieniu poczułam gwałtowne szarpanie za ramię. Ktoś wyrwał mi pistolet z ręki.
– Abi, kochanie!
Nie rozpoznawałam tego zdenerwowanego głosu. Byłam zbyt pogrążona w depresji. Ktoś chwycił mnie za rękę i wyciągnął mnie z zaułka. Dopiero wówczas odwróciłam się i w mocnym blasku latarni stanęłam twarzą w twarz z… Z kim?! Z kim?! Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Co się dzieje?! – wołał zdezorientowany William.
Patrzył prosto na mnie, a ja stałam jak wryta, moje nogi wrosły w ziemię.
– Abi… szukałem cię…
– Ty nie żyjesz! Ciebie nie ma! – Wreszcie i z trudem odzyskałam mowę.
Nie miałam siły, by wyrwać się temu… duchowi? Mojej potwornie realistycznej, kreatywnej wyobraźni? William rozszerzył oczy z przerażenia.
Wysiadałam mimo jego protestów. Niedaleko nas, przy brzegu krawężnika leżał człowiek w nienaturalnie wygiętej pozycji. Powoli podeszłam bliżej i oniemiałam. Wytężyłam wzrok, by dokładnie sprawdzić, czy to on. Niestety, to był mój najdroższy skarbuś. Nie było żadnych wątpliwości. Z jego brzucha wyłaziły wnętrzności, na widok których mnie zemdliło. Resztę ciała miał nienaruszoną. Latarnie złowieszczo oświetlały swym blaskiem jego bladą, przestraszoną twarz. Poczułam, jak zalewa mnie fala żalu. Dopadłam do niego i wtuliłam głowę w jego zagłębienie szyi.
– Willy! Kto ci to zrobił?! – wrzeszczałam.
– Niech pani wstanie.
Nie zareagowałam.
– Proszę wstać! – Groźny głos funkcjonariusza wyrwał mnie z rozpaczy.
Z trudem oderwałam się od zimnego, kochanego ciała.
– Kto… to zrobił? – spytałam zachrypniętym tonem.
Patrzył na mnie z pewnym współczuciem w oczach. Odwróciłam się napięcie i pobiegłam ile sił w nogach. Słyszałam za sobą donośny głos policjanta, jednak ani na moment się nie zatrzymałam. Biegłam, biegłam, biegłam… Nieoczekiwanie świat zawirował mi przed oczami. Upadłam na kolana na chodniku. Wstałam i zaczęłam powoli iść na tyle, na ile pozwoliły mi raptem chwiejne nogi. Z naprzeciwka moim oczom ukazał się szyld zamkniętej restauracji, w której często jadaliśmy z Williamem. To tutaj poszliśmy na pierwszą randkę, to tutaj mi się oświadczył… Kiedyś piękne, teraz dotkliwe wspomnienia sprawiły, iż po moich policzkach pociekły łzy. To, co ujrzałam przed paroma minutami, pozostanie w mej psychice już na zawsze. Nigdy się od tego nie uwolnię… Stanęłam przed naszą ulubioną restauracją. Boże, dlaczego zabrałeś mi Williego?! Ociężałym krokiem zbliżyłam się do ciemnego zaułka za rogiem restauracji. Miłość. To uczucie, które towarzyszyło mi przez trzy lata. Wielka namiętność, którą darzyłam swego ukochanego. Nie byłam w stanie opisać tego żarliwego uczucia. Po prostu bardzo kochałam Williama. Łączyła nas niesamowita nić porozumienia, sympatii. Porozumiewaliśmy się bez słów. Żyliśmy w zgodzie, planowaliśmy wspólną przyszłość. Myśleliśmy przeprowadzić się do Nowego Yorku i założyć rodzinę… Wszystko BYŁO wspaniale. Piszę „BYŁO” z wielkiej litery, gdyż teraz już nie jest… Nagle wszystko zniknęło, rozprysło się niczym bańka mydlana. Nasze plany zostały całkowicie zakłócone. Przepadły w nicość. Nasza sielanka przestała istnieć… Zaszyłam się w tym zaułku. Stojąc oparta plecami o zimny mur, po omacku wyciągnęłam przedmiot ze swej torebki.
Pistolet.
Zawsze go nosiłam przy sobie, w razie potrzeby. I ta potrzeba właśnie nadeszła. Potrzeba spotkania się z Misiem w niebie… W tej chwili już nie obchodziło mnie, kto go zabił. Po co? Po co, skoro i tak odkrycie mordercy nie przywróci mu życia? Nie chcę wiedzieć, kto wypruł flaki mojemu biednemu Kwiatuszkowi… Najważniejsze było to, że zaraz się zobaczymy i będziemy razem szczęśliwi. Już na wieki wieków… Włożyłam lufę do ust. Smakowałam językiem metal, czując drżenie cyngla. Wyjęłam broń z ust, po czym przyłożyłam lufę do skroni. Odciągnęłam kurek, a mój palec zaciskał się na spuście.
– Abigail!
W okamgnieniu poczułam gwałtowne szarpanie za ramię. Ktoś wyrwał mi pistolet z ręki.
– Abi, kochanie!
Nie rozpoznawałam tego zdenerwowanego głosu. Byłam zbyt pogrążona w depresji. Ktoś chwycił mnie za rękę i wyciągnął mnie z zaułka. Dopiero wówczas odwróciłam się i w mocnym blasku latarni stanęłam twarzą w twarz z… Z kim?! Z kim?! Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Co się dzieje?! – wołał zdezorientowany William.
Patrzył prosto na mnie, a ja stałam jak wryta, moje nogi wrosły w ziemię.
– Abi… szukałem cię…
– Ty nie żyjesz! Ciebie nie ma! – Wreszcie i z trudem odzyskałam mowę.
Nie miałam siły, by wyrwać się temu… duchowi? Mojej potwornie realistycznej, kreatywnej wyobraźni? William rozszerzył oczy z przerażenia.
– Jak to mnie nie
ma? – Prawdziwy szok malował się na jego twarzy.
– Leżysz na ulicy niedaleko! Masz flaki na wierzchu, rozcięty brzuch! – Zamrugałam powiekami, ale zjawa wciąż tkwiła przede mną. Czułam wyraźnie jej uścisk na moich ramionach. Jezu, ja naprawdę byłam obłąkana!
– Myślałaś, że ja… – urwał, energicznie kręcąc głową na boki. – Och! To wszystko przeze mnie!
Milczałam kompletnie rozbita psychicznie. Gorączka emocjonalna galopowała w moim wnętrzu niczym nieokiełznany koń.
– Wcześniej nie powiedziałem ci o tym… – Przestał mnie trzymać i opuścił bezradnie głowę, jakby się czegoś wstydził. – Ja, William, żyję. To… mój bliźniak został zamordowany.
– Słucham?! – krzyknęłam w głuchej ciszy.
Spojrzał na mnie cały spłoszony. Jego wylękniony wyraz twarzy był podobny do chłopca, który coś przeskrobał.
– Mam brata, który jest łudząco podobny do mnie. Spotkaliśmy się, poszliśmy na piwo i dla jaj wymieniliśmy się dokumentami. Zachciało nam się durnych żartów. Bardziej jemu niż mnie – przerwał i przygładził swoje włosy. Był to pewnego rodzaju gest zawstydzenia. – Później wróciłem się do baru, żeby jednak oddać bratu dokumenty. Uznałem, że dowcipki nie są dla mnie. Szedłem pustą ulicą i… Byłem świadkiem tego wypadku… Widziałem, jak… – Pociągnął nosem. – Jego dziewczyna dźgała go nożem. Chciałem go uratować, ale wiesz… Byłem bardzo wystraszony. Ta dziewucha sprawiała wrażenie chorej psychicznie… Miała wielki nóż, a ja nic. Stchórzyłem na całej linii i teraz żałuję… – Po jego policzkach potoczyły się pierwsze łzy. Wytarł je wierzchem dłoni. – Pozwoliłem, by ta kretynka zabiła mojego braciszka… Ona poszła stamtąd, a ja… Nigdy sobie tego nie wybaczę. – Głos załamał mu się do reszty.
Milczałam, oblizując swoje spierzchnięte wargi. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Czułam, że moje gardło było zwężone.
– Nie mówiłem ci o swoim bliźniaku, bo… – William skrzywił się lekko, chyba brakowało mu odpowiednich słów. – Wstydziłem się go. Był wielkim seksoholikiem. Napalał się na kobiety. Był uzależniony od seksu. Nie było dnia, aby którejś kobiety nie przeleciał. Z pewnością by cię wykorzystał… Nie chciałem, żebyście się poznali. To nie wyszłoby naszemu związkowi na korzyść. – opowiadał już spokojniejszym tonem.
Musiałam przez moment przetrawić tą nowinę. Zrobiło mi się zimno od tego stania w bezruchu. Zaczęłam pocierać sobie ramiona.
– A ta dziewczyna, która go zabiła… – odezwałam się cicho.
– On parę dni temu brutalnie ją zgwałcił.
Nie chciałam nic więcej wiedzieć. Objęłam Williama za szyję, a on nachylił się nade mną. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
– Nigdy więcej nie żartuj, Willy – wyszeptałam tylko, cała drżąc.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno objął w pasie.
– Obiecuję, Abi. Obiecuję. – Westchnął ciężko.
– Leżysz na ulicy niedaleko! Masz flaki na wierzchu, rozcięty brzuch! – Zamrugałam powiekami, ale zjawa wciąż tkwiła przede mną. Czułam wyraźnie jej uścisk na moich ramionach. Jezu, ja naprawdę byłam obłąkana!
– Myślałaś, że ja… – urwał, energicznie kręcąc głową na boki. – Och! To wszystko przeze mnie!
Milczałam kompletnie rozbita psychicznie. Gorączka emocjonalna galopowała w moim wnętrzu niczym nieokiełznany koń.
– Wcześniej nie powiedziałem ci o tym… – Przestał mnie trzymać i opuścił bezradnie głowę, jakby się czegoś wstydził. – Ja, William, żyję. To… mój bliźniak został zamordowany.
– Słucham?! – krzyknęłam w głuchej ciszy.
Spojrzał na mnie cały spłoszony. Jego wylękniony wyraz twarzy był podobny do chłopca, który coś przeskrobał.
– Mam brata, który jest łudząco podobny do mnie. Spotkaliśmy się, poszliśmy na piwo i dla jaj wymieniliśmy się dokumentami. Zachciało nam się durnych żartów. Bardziej jemu niż mnie – przerwał i przygładził swoje włosy. Był to pewnego rodzaju gest zawstydzenia. – Później wróciłem się do baru, żeby jednak oddać bratu dokumenty. Uznałem, że dowcipki nie są dla mnie. Szedłem pustą ulicą i… Byłem świadkiem tego wypadku… Widziałem, jak… – Pociągnął nosem. – Jego dziewczyna dźgała go nożem. Chciałem go uratować, ale wiesz… Byłem bardzo wystraszony. Ta dziewucha sprawiała wrażenie chorej psychicznie… Miała wielki nóż, a ja nic. Stchórzyłem na całej linii i teraz żałuję… – Po jego policzkach potoczyły się pierwsze łzy. Wytarł je wierzchem dłoni. – Pozwoliłem, by ta kretynka zabiła mojego braciszka… Ona poszła stamtąd, a ja… Nigdy sobie tego nie wybaczę. – Głos załamał mu się do reszty.
Milczałam, oblizując swoje spierzchnięte wargi. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Czułam, że moje gardło było zwężone.
– Nie mówiłem ci o swoim bliźniaku, bo… – William skrzywił się lekko, chyba brakowało mu odpowiednich słów. – Wstydziłem się go. Był wielkim seksoholikiem. Napalał się na kobiety. Był uzależniony od seksu. Nie było dnia, aby którejś kobiety nie przeleciał. Z pewnością by cię wykorzystał… Nie chciałem, żebyście się poznali. To nie wyszłoby naszemu związkowi na korzyść. – opowiadał już spokojniejszym tonem.
Musiałam przez moment przetrawić tą nowinę. Zrobiło mi się zimno od tego stania w bezruchu. Zaczęłam pocierać sobie ramiona.
– A ta dziewczyna, która go zabiła… – odezwałam się cicho.
– On parę dni temu brutalnie ją zgwałcił.
Nie chciałam nic więcej wiedzieć. Objęłam Williama za szyję, a on nachylił się nade mną. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
– Nigdy więcej nie żartuj, Willy – wyszeptałam tylko, cała drżąc.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno objął w pasie.
– Obiecuję, Abi. Obiecuję. – Westchnął ciężko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Opowiadanie wyjątkowo bardzo krótkie i napisane spontanicznie, ale to dlatego, że chciałam też poinformować o zmianie adresu bloga. Wiem, że niektórzy mają problem z zapisem mojego nicku, więc uznałam, że Rzeka Opowieści jest łatwiejsza do zapamiętania, niż Opowieści Sovbedlly. Mam nadzieję, iż zostaniecie ze mną mimo zmiany :)
Według mnie powyższa opowieść wyszła kiepsko i brakuje zakończenia. Ale cóż...
To był przedsmak tego, co obecnie piszę. A piszę inne opowiadanie, które mam nadzieję, pozytywniej Was zaskoczy. Zdradzę, iż będzie dłuższe i równie emocjonująco, ale pod innym kątem, bez brutalnych, krwawych scen...
Dziękuję wszystkim z całego serca za opinie na temat opowiadania o Powstaniu Warszawskim! Nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Jestem onieśmielona i szczęśliwa, czytając miłe słowa, które dodają mi energii i motywacji do dalszego tworzenia. Jeszcze raz dziękuję Wam! :)
Wracam niedługo z nowym szablonem i nową opowieścią!
Trzymajcie się ciepło!
To był przedsmak tego, co obecnie piszę. A piszę inne opowiadanie, które mam nadzieję, pozytywniej Was zaskoczy. Zdradzę, iż będzie dłuższe i równie emocjonująco, ale pod innym kątem, bez brutalnych, krwawych scen...
Dziękuję wszystkim z całego serca za opinie na temat opowiadania o Powstaniu Warszawskim! Nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Jestem onieśmielona i szczęśliwa, czytając miłe słowa, które dodają mi energii i motywacji do dalszego tworzenia. Jeszcze raz dziękuję Wam! :)
Wracam niedługo z nowym szablonem i nową opowieścią!
Trzymajcie się ciepło!
Żałuję, że to opowiadanie było tak krótkie. Ale mimo to, jak zawsze nafaszerowane emocjami z każdej możliwej strony. Niemal przeżywałam z Abi po kolei jej strach, rozpacz, ulgę.
OdpowiedzUsuńPolicjant jest lekkomyślny i całkowicie nieodpowiedzialny, skoro zostawił ciało i pojechał po kobietę. Zawsze na miejsce wypadku wzywane są odpowiednie służby i dopiero po sfotografowaniu zarówno ciała, jak i miejsca wypadku, zebranie odcisków, naskórków i przejściu przez różnorakie procedury, jest zabierane do kostnicy – i zazwyczaj to wtedy fatygują się, by powiadomić o śmierci, a czasem nawet i wtedy nie, bo ich to zwyczajnie nie obchodzi, czy ktoś go nie szuka, nie martwi się.
Już było mi tak smutno, że to okazał się być William, aż tu nagle pojawia się i mówi, że to był jego brat bliźniak, którego zabiła dziewczyna, bo ją zgwałcił. Rozłożyło mnie to na łopatki.
Swoją drogą, o ile o Williamie miałam dobre zdanie, mimo, że zbyt wiele o nim nie było, o tyle stracił w moich oczach, gdy nie pomógł bratu. Rozumiem, że mógł bać się o własne życie, jednak ja, gdyby chodziło o mojego brata, pobiegłabym tam w dzikim szale i chyba przegryzła jej gardło z tej wściekłości.
Tak samo Abi… Rozumiem jej rozpacz, jak najbardziej, ale samobójstwo, to jak plunięcie mu prosto w twarz. Jej ukochany na pewno nie chciałby, żeby razem z nim leżała w grobie, a żeby udźwignęła te tragedię i w miarę normalnie żyła. Nie wspominając o tym, że powinna się zebrać i sprawce choćby pod ziemią znaleźć. Ja na pewno nie pozwoliłabym, żeby sobie taki ktoś spokojnie żył po czymś takim.
Rozumiem jednak, że nie myślała trzeźwo – szczęście więc, że William jednak żył i w porę powstrzymał ją przed tak desperackim krokiem. Tylko dlaczego nie znalazł dziewczyny wcześniej? To on pewnie wezwał odpowiednie służby, więc był na miejscu wypadku, jak więc mogło dojść do tak koszmarnej pomyłki? Nie wyobrażam sobie mętliku, jaki musiała czuć.
I oczywiście znów postawiłaś mnie na nogi i naładowałaś emocjami. Aż żałuję, że ta opowieść nie będzie miała ciągu dalszego, bo jestem szczerze ciekawa, co teraz będzie z ową morderczynią i Williamem, który nie oszukujmy się, przeszedł ogromną tragedię.
Liczę na to, że kolejne opowiadanie, którego to było przedsmakiem, pojawi się już niedługo – oby, zanim ciekawość zje mnie do końca :)
Pozdrawiam!
Dziękuję bardzo za komentarz :) Masz rację - zabrakło policji w tym opowiadaniu, aczkolwiek pisałam je w pośpiechu, gdyż zależało mi na czasie.
UsuńBardzo fajne opowiadanie!:) tylko zastanawia mnie jedno,czemu nie było jeszcze żadnej policji zabezpieczającej dowody zbrodni kiedy Abi przyjechała go zobaczyć? Wydaje mi się że minęło trochę czasu i policja powinna już wszystko wiedzieć ;) tak mi się wydaje, nie mówię że jestem bezbłędna :)
OdpowiedzUsuńKasia
Dziękuję za komentarz :) Faktycznie zabrakło policji w tym opowiadaniu, ale pisałam to trochę w pośpiechu.
UsuńTaka króciutka historyjka. Abigail musi być cholernie wrażliwa, że tak szybko podjęła decyzję o samobójstwie. Nie lubię takich decyzji, nie lubię takiego myślenia. W mojej ocenie, najgorsze, co można zrobić po śmierci ukochanej osoby, to samobójstwo. Wypadałoby jednak najpierw pomyśleć, jak wielką krzywdę możemy jej przez to wyrządzić. No, ale ludzie są różni. To, że, jak pisałaś, nie ma zakończenia, to mi nie przeszkadza, w zasadzie mogłoby zostać takie zakończenie. W każdym razie cieszę się, że historia, koniec końców, skończyła się chociaż w małym stopniu pozytywnie dla tej dwójki. Wiadomo, stała się rzecz straszna, ale dobrze, że uniknęliśmy kolejnego samobójstwa.
OdpowiedzUsuńDziękuję ci bardzo za to, że zdecydowałaś się do mnie zajrzeć oraz za kochany komentarz. No i jest mi niezmiernie miło, że postanowiłaś zostać ze mną na dłużej :) Życzę ci wszystkiego dobrego i do zobaczenia!
http://ladymarikazzamkukriegler.blogspot.com/
Dziękuję bardzo za komentarz :)
UsuńKrótka aczkolwiek ciekawa historyjka. Dobrze, że to jedynak nie Wiliam tam leżał. Takie uff. Nie narzekam że krótki ponieważ takie też są fajne. I nie narzekam że nie ma wyrażnego zakończe poniewuż tak też jest dobrze :) Podsumowując rozdział fajny czekam na kolejną częsć.
OdpowiedzUsuńWena mi zwiała więc kom krótki.
Czekam na next
Pozdrawiam :*
Hej:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie, będę tu zaglądać regularnie :)
Pozdrawiam
Verity
fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
udowodnie-ci.blogspot.com
Wow, to się nazywa zwroty akcji. Jeszcze zbieram szczękę z podłogi.
OdpowiedzUsuńNie umiem tutaj użyć więcej słów niż " O mój Boże " ... Nie chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji nigdy w życiu i broń Bóg, żeby się nie okazało, że mój chłopak ma jakiegoś brata bliźniaka, czy coś... Od początku, od momentu gdy kobieta odebrała telefon, czytałam wszystko na jednym wdechu, a napięcie aż do samiuteńkiego końca nie opadało!
OdpowiedzUsuńMimo, że krótkie, to bardzo zajmujące i chwytające za serducho opowiadanie. Lubię takie historie i znowu o mały włos nie sprawiłaś, że popłakałabym się jak mała dziewczynka, kiedy zabierają jej lizaka sprzed nosa...
Ale bardzo mnie cieszy końcówka, że nie skończyło się aż tak tragicznie -bo w końcu śmierć brata to jednak jakaś tragedia jest - ale jeśli chodzi o Will'a i Abi... Maj gad, cieszę się, że ich miłość nie ucierpiała <3
Dziękuję bardzo za komentarz :)
UsuńPrzyjemna historyjka. Troche chaotyczne opisy, ale i tak fajnie :) Pomysł dobry i nie mogę się doczekać nowego opowiadania:* Oby szybko się pojawiło :D
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia i zapraszam do siebie na mowy rozdział Nienarodzonych *.-
Buziaki i dużo weny *.*
Nareszcie tutaj dotarłam. Kiedy mam uczyć się do kolokwium to łapię się wszystkiego, co miałam zrobić już kiedyś, no i nareszcie udało mi się zajrzeć do Ciebie. I to już pod nowym adresem. :D
OdpowiedzUsuńW każdym razie cieszę się, że mnie znalazłaś i mam przyjemność czytać Twoją twórczość. Opowiadanie może i króciutkie, ale za to pełne treści!
Emocje głównej bohaterki, strach o partnera, rozpacz... Wszystko przeżywałam razem z Abi! Brat bliźniak, tak wielka pomyłka, zwroty akcji, chęć samobójstwa... Na szczęście William odnalazł ukochaną!
Czytałam trochę o Tobie i widzę, że bardzo dobrze się dogadamy. Wymieniłaś w pisarzach mojego Cobena kochanego. *_* To dlatego Twoje opowiadania są tak pełne akcji, których nikt się nie spodziewa!
Jak dla mnie naprawdę super. Czekam niecierpliwie na kolejne opowieści! Proszę, informuj mnie o nowych opowiadach. Oczywiście już obserwuję! :)
Dziękuję bardzo za komentarz :)
UsuńBardzo serdecznie zapraszam na rozdział 18. :D
OdpowiedzUsuńwww.magical-history.blogspot.com
Bardzo fajnie ale krótko :)
OdpowiedzUsuńFajnie opisałaś emocje dziewczyny. Jej strach, niedowierzanie.
Szybko dawaj kolejne
Pozdrawiam i zapraszam do mnie
Dziękuję za komentarz!
UsuńDość nierówne opowiadanie, widać że pisane na szybko. Pomysł ma potencjał ale szczerze mówiąc sam nie wiem jak można by go było wykorzystać, tutaj nie został on w pełni ujęty. Problematyka została nakreślona dość jasno ale konkluzja była nie w stylu dorosłych. Żona zamartwiała o swojego męża, co było w pełni zrozumiałe (dzięki temu była bardziej wiarygodną postacią), ale nie było zrozumiałe dlaczego wyszła za mąż za takiego kretyna. Zachował się jak małe dziecko z tym całym żartem, aż strach pomyśleć że tacy ludzie faktycznie czasem istnieją. Zakończenie z bratem bliźniakiem to rzeczywiście jedyny nienaciągalny pomysł i szczerze mówiąc nie spodziewałem się tutaj happy endu. Dlatego pozytywnie mnie zaskoczyłaś...a propos zaskoczeń, to chyba będzie Twoim znakiem rozpoznawczym. Doskonale robisz przewroty fabularnie dzięki czemu nie jest nudno a czytelnik czuje, że ciągle dzieje się coś nowego. Główną rzeczą nad którą należałoby tutaj popracować jest wiarygodność całej tej historii a przynajmniej większości jej elementów bo od strony czysto technicznej (pisarskiej) to raczej nie mam nic do zarzucenia. Ale w sumie jest to opowiadanie na szybko, więc kij z tym. Jest jakie jest. Może jeszcze parę takich porobisz i wprawisz się w pisaniu na spontanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Frix
Dziękuję bardzo za opinię!
UsuńTa historia wstrząsnęła mną! Trzymałaś mnie w napięciu niemalże od samego początku! Jak mogłaś?! A tak na poważnie, bardzo dobrze napisany rozdział. Uwielbiam Twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia, kochanie
Reakcje Abigail wydają mi się strasznie sztuczne, aż przerysowane. William też jest niezbyt mądry. Który facet, wiedząc że właśnie zamordowali mu bliźniaka z jego dokumentami, nie dzwoni na policję, ani do swojej dziewczyny, która martwi się o niego? Powinien chociaż wysłać jej sms, że idzie na piwo i będzie później niż zwykle, a później z informacją, że nic mu nie jest.
OdpowiedzUsuńBtw, są ze sobą trzy lata, planują ślub, a laska nie wie nic o jego rodzince?